SANKTUARIUM MATKI BOŻEJ LICHEŃSKIEJ BOLESNEJ KRÓLOWEJ POLSKI

Brońcie miłości Ojczyzny – Ogólnopolska Pielgrzymka Sybiraków

Południowa Msza Święta odprawiona w bazylice licheńskiej była w czwartek, 9 czerwca głównym punktem Ogólnopolskiej Pielgrzymki Sybiraków do Sanktuarium w Licheniu

Pielgrzymce Sybiraków towarzyszyła młodzież z Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki w Turku

Liturgię poprzedziło odtworzenie Marszu Sybiraków: „A myśmy szli i szli – dziesiątkowani! Przez tajgę, stepy – plątaniną dróg! (…) Na nieludzkiej ziemi znów polski trakt wyznaczyły bezimienne krzyże... Nie zatrzymał nas czerwony kat. Bo przed nami Polska – coraz bliżej!” Zebranych w bazylice przywitał ks. Bogusław Binda MIC, przełożony licheńskiej wspólnoty zakonnej. „Dziś jest tu grupa takich ludzi, którzy stracili matki, tam daleko, w tajgach. Pewien pan Jerzy pokazał mi kiedyś różaniec. ‘Tylko to mi zostało, widzi ksiądz?’ Pokazał różaniec z drutu, który jego matka zrobiła z tego, co miała, jak umiała. Jego matkę zabił sołdat, bo wzięła ze stosu garstkę zboża, które gniło…” – opowiadał w homilii ks. Zdzisław Banaś, krajowy duszpasterz Sybiraków. Kapłan zachęcał do wdzięczności Bogu za swoje życie, dziękowania za wiarę i ratowania przyszłych pokoleń przed tym, co może je zdeprawować. „Programem Sybiraków jest hasło Bóg Honor Ojczyzna. Apeluję ze strony Sybiraków, dla których ojczyzna jest świętością, brońcie miłości Ojczyzny!”

Po agresji ZSRR na Polskę przesiedlonych zostały setki tysięcy polskich mieszkańców Kresów. Centrum zesłań stanowiła odległa i nieprzyjazna Syberia. Stworzono tam system łagrów. Organizacją zrzeszającą byłych zesłańców jest Związek Sybiraków. Prezes turkowskiego oddziału, Anna Wronowska przybyła na pielgrzymkę wraz z młodzieżą i nauczycielką z Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki w Turku. Uczniowie nieśli poczet sztandarowy.
„Gdy pytam młodzieży, co się wydarzyło 17 września 1939 roku, nie wiedzą! Gdy się wojna skończyła, wszyscy wiedzieli, że to Niemcy napadli Polskę. A o stronie sowieckiej żadnej mowy nie było. Doczekaliśmy się tego, że możemy mówić głośno. Mogę opowiadać, co przeszłam. My chcemy mówić. Mówimy, ale nas garstka została” – opowiada pani Wronowska, która funkcję prezes oddziału Związku Sybiraków piastuje już piątą kadencję. Współpracuje także z IPN i szkołami.
„Urodziłam się na dalekiej Syberii, w kołchozie nad rzeką Irtyszem. 60 stopni mróz, a myśmy w ziemiance mieszkali. Marne 300 gramów chleba to był nasz przydział” – wspomina kobieta.
„Gdy dziadek zmarł, mama poszła do sowieckiego biura, żeby dali choć desek na trumienkę. Mówiła, jak mi nie pomożecie, to wam tu dziadka na plecach przyniosę. Dziadek nie kazał mamie się w kamaszach chować, żeby mogła te buty może za chleb zamienić. W skarpetkach go pochowała. Na gołym polu, w dwumetrowym śniegu” – opowiada z oczyma pełnymi łez – „Dziadek prosił, by chociaż jego jakąś małą kosteczkę zabrać do polski, by nie został cały na tej nieludzkiej ziemi. Wojna się skończyła, tata z wojny nie wrócił. ‘Polacy, albo się utopcie, powieście się albo jak chcecie, to wracajcie’ – tak nam powiedzieli, gdy skończyła się wojna. Ale gdzie wracać? Podróż do Polski trwała cztery miesiące” – opowiadała przedstawicielka turkowskiego Związku Sybiraków.

Text: Sanctuary Press Office

Podziel się wpisem